Szozda – Szurkowski: pogodzeni po śmierci
Najwięksi, najbardziej znani polscy kolarze Ryszard Szurkowski i Stanisław Szozda razem przeżyli dziesiątki radosnych chwil w sportowym życiu, ale też dużo załamań, żeby dosadniej powiedzieć: przykrości graniczących z nienawiścią. Szło nie tylko o rywalizację pomiędzy nimi na trasach i bieżniach, gdzie były linię mety, ale przede wszystkim o zaszczyty i pieniądze.
Stacha Szozdę poznałem w 1965 roku. Chłopak już się ścigał i mnie się wydawało, że mógłbym zostać kolarzem. Gdy zacząłem podglądać go w Prudniku, gdzie trenowała go jego matka siedząca za kierownicą w samochodziku i z kijem w prawej ręce zmuszającym przyszłego mistrza do morderczych przyspieszeń, odechciało mi się kolarstwa. Zresztą o matce Stasia nawet tutaj podczas pogrzebu na Cmentarzu Osobowickim dwukrotnego mistrza świata i dwukrotnego mistrza olimpijskiego koledzy kolarze opowiadali sobie anegdoty. A kolarz, cóż, zawsze podkreślał, iż dzięki mamusi skończył technikum ogrodnicze i przekręcał każdego dnia po 100 i więcej kilometrów i jeszcze na dodatek uczył się raptownie przyspieszać na beskidzkich pagórach. To dało się zauważyć blisko mety na mistrzostwach świata ze startu wspólnego w Barcelonie w 1973 roku, gdy krótko przed metą na podjeździe pchnął do przodu Szurkowskiego, przyhamował blokując pościg za nim dwóch kolarzy, a przed taśmą mety potrafił jeszcze zostać wiceliderem. Szozda zawarł z Szurkowskim po Barcelonie 73 niepisaną umowę: „Następny ważny wyścig, by go wygrać, tym mnie będziesz asekurował”. Po jakimś czasie Wyścig Pokoju przejeżdżał przez Opole. Umówili się, że metę na stadionie Odry pierwszy przejedzie w „w swoim województwie” Szozda. Cały czas, aż niemal do paska, Szozda był na szpicy. Na ostatnich 50 metrach Rysiek depnął mocniej i wygrał. W Polskim Związku Kolarskim zrobiło się głośno, a zaraz potem bardzo cicho. Działacze potracili głowy. Trener Włodzimierz Gołębiewski „załatwił” w Komitecie Centralnym PZPR, że Szurkowski przejdzie na zawodowstwo, zaś młodszy od niego Szozda przejmie amatorski ster cyklistów. Gołębiewski jednak zmarł i konflikt nadal był otwarty.
11 września 2001 roku z profesorem Dieterem Bingenem, dyrektorem największego wydawnictwa niemieckiego o nazwie „Deutsches-Polen Institut” w Darmstadt, które wydało całą polską literaturę przetłumaczoną na język niemiecki (od „Bogurodzicy” do dzieł Olgi Tokarczuk), siedziałem przed ogromnym ekranem TV obserwując wbijanie się dwóch samolotów w World Trade Center. Już w trzecim dniu po tym zamachu terrorystycznym Bingen zadzwonił do mnie z pytaniem, czy wiem, że w wieży Trade spłonął syn Szurkowskiego, Norbert. Nazajutrz pojechałem do Stasia z tą wiadomością. – Proszę cię zadzwoń do Ryszarda z kondolencjami z powodu śmierci jedynego syna śp. Norberta. Pójdę do ogrodu w czasie waszej rozmowy. Po dwudziestu minutach Stasiu przysiadł się do mnie ze łzami w oczach.
23 września 2013 roku w katedrze wrocławskiej msza pogrzebowa ku czci śp. Zmarłego we Wrocławiu Stanisława Szozdy. Rozpoznaję twarze Szurkowskiego, Langa, Mytnika, Lisa, Kocota. Po mszy podchodzę do Ryszarda Szurkowskiego. – Nazywam się Engelbert Miś, jestem dziennikarzem. Mistrz na to: „Wiem kim pan jest, Stach dużo mówił o redaktorze. Przede wszystkim pan przyczynił się do naszego pojednania. Bardzo dziękuję”.
Stanisława Szozdę pochowano na Cmentarzu Osobowickim w Alei Zasłużonych obok Janusza Kierzkowskiego.
Engelbert Miś
Komentarze
Szozda – Szurkowski: pogodzeni po śmierci — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>