Miłoszów. W 80. rocznicę marszu śmierci zapłonęły znicze
W 80. rocznicę marszu śmierci więźniów obozu Hartmannsdorf (Miłoszów) do Buchenwaldu, do wspólnej akcji – rajdu samochodowego „Zapalmy znicze pamięci”, Stowarzyszenie „Zamek Czocha” z Leśnej zaprosiło w sobotnie przedpołudnie 15 lutego br., wszystkich zainteresowanych historią II wojny światowej i zachowaniem pamięci o wydarzeniach z przeszłości naszego regionu.
Datę wybrano nieprzypadkowo, bo tego właśnie dnia – 15 lutego 1945 (wg innych relacji 16 lutego) rozpoczął się marsz więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Gross-Rosen z jego filii Hartmannsdorf (dzisiejszy Miłoszów koło Leśnej) do obozu Buchenwald. Marsz ze względu na tragiczny przebieg nazywany jest marszem śmierci.
Przypomnijmy, że w czasie II wojny światowej w ówczesnym Hartmannsdorf w gminie Marklissa od kwietnia 1944 r. mieścił się obóz AL (Arbeitslager) Hartmannsdorf, będący jedną z blisko stu filii (podobozów) obozu koncentracyjnego KL Gross-Rosen. W obozie przebywali głównie więźniowie z Polski, ale także obywatele ZSRR, Czesi, Francuzi a także Niemcy. Więźniowie pracowali m.in. przy budowie kompleksu sztolni, drążonych w skalistym wzgórzu w Marklissie, oddalonej ok. 5 km od obozu. Dziś przypomina o tym tablica pamiątkowa przy jednej ze sztolni w Leśnej. Prace w leśniańskich sztolniach nigdy nie zostały ukończone. Więźniowie pracowali również w pobliskich zakładach, dostosowanych na potrzeby przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy, głównie lotnictwa.
W połowie lutego 1945 r., z związku ze zbliżającym się frontem, nastąpiła pospieszna ewakuacja obozu. Z ponad 1000 więźniów (w zależności od relacji podawane są różne liczby 600-1200), którzy wyszli z Hartmannsdorfu w marszu śmierci, którego celem był obóz koncentracyjny KL Buchenwald, po blisko miesiącu wyniszczającego marszu dnia 12.03.1945 roku dotarło zaledwie 399 więźniów. W Archiwum Gedenkstätte Buchenwald zachowały się wykazy więźniów, którym udało się przejść marsz śmierci. Jak wspominał jeden z nich, Roman Gierka, w Buchenwaldzie zapędzono więźniów do łaźni a po kąpieli każdy z nich stawał przed „szrajberem”, obozowym pisarzem, który ręcznie spisywał kolejne osoby. Każdy musiał podać numer obozowy (tu nadawano nowy), swoje imię i nazwisko, narodowość, datę urodzenia oraz zawód. Niezwłocznie owa „ręczna” lista została przepisana na maszynie. A ta zachowała się do dziś. Obecnie wznowiona książka pt. „Arbeitslager Hartmannsdorf. Zapomniana filia KL Gross-Rosen” autorstwa Janusza Skowrońskiego i Doroty Suli, zawiera pełną „maszynową” listę więźniów, którzy przeżyli marsz śmierci. Inne, długotrwałe poszukiwania pozwoliły odpowiedzieć na pytanie, którędy szli więźniowie do Buchenwaldu. Współpraca z niemieckimi wolontariuszami z Gedenkstätte Buchenwald, doprowadziła do odnalezienia bardzo cennego dokumentu. To relacja niemieckiego więźnia, 44-letniego ślusarza Otto Laucknera, który przeszedł całą trasę i zapamiętał mijane miejscowości. Było mu o tyle łatwiej, że pochodził w miejscowości Riesa nad Łabą, niedaleko Miśni i Drezna, obok których wiódł marsz śmierci. Spisana już w dwa lata po wojnie relacja Laucknera, trafiła do ówczesnego Sekretariatu Obozowego Komitetu Buchenwaldzkiego w Berlinie. Zaprezentowano ją w książce. Trasę potwierdzali w swoich relacjach inni więźniowie, m.in. Roman Gierka, Albert A. Pawłowicz (obaj przeszli całą trasę) czy Adam Tadeusz Troskolański (ostatecznie dotarł do Rychnova koło Liberca, gdzie skierowano go do innych prac).

Przy pomniku harcerze 15 DH Lipczanie z Platerówki zawsze są obecni

Janusz Skowroński, prezes Stowarzyszenia „Zamek Czocha” wprowadził w historię obozu Hartmannsdorf i przebieg marszu śmierci

Miłoszów. Rozpoczęcie rajdu
Rocznicowy rajd rozpoczął się przy pomniku w Miłoszowie, poświęconym więźniom obozu. Tu zapalono pierwsze znicze. W 2016 roku Stowarzyszenie „Zamek Czocha” doprowadziło utworzenia tu miejsca pamięci. Pomnik jest efektem zwycięskiego dla stowarzyszenia konkursu „Tu mieszkam, tu zmieniam” zorganizowanego przez Fundację Bankową BZ WBK. W obecności władz Leśnej (zastępcy burmistrza Marcina Mireckiego, przewodniczącego Rady Waltera Straszaka i radnej z Miłoszowa Sylwii Stępniak-Czeszek) odsłonięto pierwszą z trzech tablic informujących o marszu śmierci.

Andrzej Gierka, syn Romana, ostatniego więźnia Hartmannsdorfu przyjechał aż z Wielkopolski. Za nim wiceburmistrz Leśnej Marcin Mirecki (z prawej) i Walter Straszak, przewodniczący Rady Miejskiej Leśnej.

Specjalne podziękowania dla pań z Miłoszowa – Alicji Krzak (2 z prawej) i radnej Sylwii Stępniak-Czeszek (3) za przygotowania do uroczystości i wzbogacenie miejsca pamięci o tablicę informacyjną przy pomniku

Miłoszów. Odsłonięcie tablicy z opisem marszu śmierci.
Tablica jest zasługą starań społeczności Miłoszowa. Na całej trasie rajdu towarzyszyli nam panowie Andrzej i Wiktor Gierka, syn i wnuk Romana, ostatniego więźnia obozu Hartmannsdorf. Rodzina więźnia przybyła na rajd aż z Wielkopolski. Roman Gierka zmarł w 2020 roku, dożywszy 100 lat. W swoich wspomnieniach przekazał, że z Hartmannsdorfu więźniowie dotarli do małego miasteczka Seidenberg, gdzie w obiekcie Hitlerjugend a część w pobliskiej stodole spędzili pierwszą noc. Seidenberg to dzisiejszy Zawidów. Spod miłoszowskiego pomnika udaliśmy się Zawidowa kilkoma samochodami. Tam, w pobliżu cmentarza, oczekiwali na nas Agnieszka Roczon z Urzędu Miasta Zawidów i miejscowy regionalista Leszek Bogacz. Obejrzeliśmy miejsce, gdzie dawniej stało niemieckie schronisko młodzieżowe, wybudowane i oddane do użytku w marcu 1939 roku, z przeznaczeniem dla organizacji Hitlerjugend. Tuż po wojnie obiekt ten został całkowicie zniszczony przez przybyłe do miasteczka wojska radzieckie. Mogliśmy oglądać tylko fragmenty jego ruin, porośnięte krzakami i przysypane śniegiem. Na pobliskim cmentarzu, pamiętając o więźniach, zapalono pod krzyżem kolejne znicze. Niewykluczone, że w Zawidowie stanie niebawem kolejna z tablic, dokumentująca marsz śmierci więźniów w 1945 roku.

Zawidów. Miejsce, dokąd pierwszego dnia marszu dotarli więźniowie z Hartmannsdorfu. Śnieg przysypał ruiny po Hitlerjugend-Heim. Obiekt zniszczono tuż po zakończeniu wojny.

Kolejne znicze zapalono pod krzyżem na zawidowskim cmentarzu.

Sieniawka (wówczas Klein-Schönau) – wjazd do dawnego kompleksu Zittwerke AG.

Plan obozu Zittwerke AG (ogólna powierzchnia – 28 ha)

Pod pomnikiem pamięci więźniów Gross-Rosen uczestnicy rajdu zapalili kolejne znicze.

Dwujęzyczna tablica na pomniku w Sieniawce.
Z Zawidowa udaliśmy się do Sieniawki, podczas wojny noszącej nazwę Klein-Schönau. To tu, na wschodnich przedmieściach Zittau zlokalizowano do końca wojny kompleks obozowo-produkcyjny Zittwerke AG. W Sieniawce oczekiwali na nas kolejni regionaliści. Tym razem z Łużyckiej Grupy Poszukiwawczej, z Janem Witkiem na czele, który oprowadził po kompleksie. Stowarzyszenie ŁGP od lat zajmuje się badaniem wojennej przeszłości Sieniawki. Pod pomnikiem, powstałym w 2017 roku, zapalono kolejne znicze. A potem zwiedziliśmy piwnice dwóch budynków Zittwerke, ze stołami do sekcji zwłok i anatomicznego preparowania organów. Na uczestnikach zrobiło to duże wrażenie, bo – jak wykazują najnowsze ustalenia – w obozie tym mógł kontynuować swoje zbrodnicze eksperymenty sam Josef Mengele, okrutny lekarz-kat z Auschwitz. Kiedy kilka lat temu na zaproszenie ŁGP przybył do Sieniawki prof. Andrzej Kulig, syn więźnia-lekarza z Hartmannsdorfu, Zygmunta Kuliga. Obejrzał to miejsce, gdzie ojca zastał koniec wojny. Andrzej Kulig, uznany profesor medycyny, patomorfolog, później sporządził opinię o tym, co ujrzał w Sieniawce. Z uwagi na jej znaczenie, warto przytoczyć ją w całości:

Piwnice Sieniawki wciąż kryją tajemnice. Tu podczas wojny preparowano ludzkie organy.
W czasie mojego pobytu w piwnicach byłych koszar wojskowych w Sieniawce miałem możność dokładnego obejrzenia betonowych stołów opartych na szerokiej prostokątnej pionowej podstawie. Były to dwa rodzaje stołów. Pierwsze dwa odpowiadają budowie typowych stołów sekcyjnych, które zostały częściowo zmodyfikowane na początku lat 70. Posiadają zewnętrzne doprowadzenie wody i centralny odpływ. Stoły zmodyfikowano pokrywając powierzchnię płytkami ceramicznymi, które doklejono do poprzedniej płaszczyzny betonowej. Jak mnie poinformowano, na stołach tych wykonywano po wojnie sekcje zwłok osób zmarłych w szpitalu psychiatrycznym, mieszczącym się w części dawnych koszar. Niezależnie od sali sekcyjnej korespondowało z nią zaplecze zwykłe dla prosektoriów, obecnie bez typowego sprzętu.
W innym pomieszczeniu pokazano mi kolejne dwa stoły o innej konstrukcji oraz znajdującą się w narożnej części pomieszczenia betonową kadź – zbiornik. Kształt stołów jest prostokątny, jednak brzegi były wysokie, skośnie opadające w kierunku dna tworząc struktury trapezoidalne. W dnie znajdował się odpływ wody do kanalizacji. W brzeżnych częściach pozostały elementy metalowych rur, prawdopodobnie doprowadzających wodę służącą do wypłukiwania treści (krew, skrzepy, płyny, nieczystości) w czasie preparowania. Głębokość stołów to 25 cm, wysokość 84-85 cm, szerokość od korony to 56 cm, szerokość całkowita to 1,15 m, długość 3,10 m, łoże stołu – 2,50 m. W mojej opinii stoły te przeznaczone były do wypreparowywania bloków anatomicznych narządów przeznaczonych do dalszych szczegółowych badań np. wad rozwojowych, zmian po przeprowadzonych wcześniej zabiegach chirurgicznych itp. Z przekazów mojego ojca lekarza, dra Zygmunta Kuliga, który był więźniem tego obozu pamiętam, iż opowiadał mi, że niektórzy niemieccy lekarze (m.in. dr Mengele) byli zainteresowani tymi badaniami, o czym dowiadywał się od innych więźniów. Wypreparowywane bloki narządowe były prawdopodobnie utrwalane w opisanym wyżej zbiorniku w roztworze formaliny, a następnie w płynie Keiserlinga. Wykonywano z nich preparaty anatomiczne. Preparaty w słojach były prawdopodobnie przekazywane do medycznych ośrodków akademickich w Niemczech jako przedmiot badań czy pomocy naukowych. Czas, jaki upłynął od zakończenia wojny w dużym stopniu naruszył stan tych pomieszczeń, jednak ich aktualny stan jest zadowalający do szczegółowego opisu, zwłaszcza że pomieszczenia te nie były przedmiotem „poszukiwań” przez osoby niepowołane. Jestem specjalistą patomorfologiem o ponad 60-letnim doświadczeniu, dlatego znając zaplecza licznych prosektoriów w kraju i za granicą, czuję się upoważniony do snucia powyższych rozważań. W aktualnym stanie nauk medycznych nie obrazuje się zmian narządowych w postaci preparatów anatomicznych, stąd zaplecza zakładów anatomii prawidłowej czy patologicznej praktycznie zostały zlikwidowane.
Łużycka Grupa Poszukiwawcza zbiera relacje świadków (m.in. z Węgier, Czech czy Izraela) o tym, co działo się w Zittwerke. Uczestniczyła również w realizacji wstrząsającego dokumentu filmowego pt. „Mury Mówią” (dostępnego w internecie) o obozie.

Podziękowania od komandora rajdu Janusza Skowrońskiego dla pani Edyty Dziedziny, sołtys Sieniawki za gościnę, kawę i herbatę.
Do sieniawskiej świetlicy na kawę i herbatę zaprosiła uczestników rajdu Edyta Dziedzina, sołtys Sieniawki. Była okazja do rozmów i przedstawienia najnowszych ustaleń z historii tego miejsca. Powrót do Leśnej przebiegał przez Bogatynię, czeski Frydlant i Zawidów. Dlaczego wybraliśmy drogę powrotną przez Frydlant? Otóż, więźniowie chorzy, słabi i niezdolni do marszu, którzy nie wyszli z całą grupą w kierunku Buchenwaldu, nadal pozostawali jeszcze przeszło miesiąc w obozie Hartmannsdorf. Wśród nich więzień Zdzisław Molenda, który tak wspominał:
W mroźny poranek 19 marca 1945 roku podjechał pod obóz ciągnik z dwiema przyczepami, na które załadowaliśmy pozostałych przy życiu więźniów. Kilku chorych więźniów, którzy nie zdołali utrzymać się na nogach, esesmani zastrzelili pod rewirem. Droga wiodła przez Frydlant do Zittau. Podróż trwała cały dzień. W drodze zmarło trzech więźniów.

Arndt Bretschneider, niemiecki dziennikarz z Zittau, podzielił się wiedzą o historii obiektu Zittwerke.
Z zachowanych relacji o tamtych wydarzeniach szczególnie cenna jest Henryka Cupiała. Młody Polak pracował od 1940 roku w Hartmannsdorfie jako robotnik przymusowy, na gospodarstwie u Paula Schreidera. Pewnego dnia Schreider otrzymał rozkaz, aby na rano dostarczyć do obozu traktor z dwiema przyczepami. Gospodarz i 16-letni Polak musieli wykonać zadanie. Henryk Cupiał wspominał: Więźniowie wyglądali żałośnie. Byli chudzi, wynędzniali, wielu dowlokło się do przyczep dzięki pomocy współwięźniów. Gdy załadowano wszystkich więźniów i kilku pozostałych tu wartowników, ciągnik bardzo wolno ruszył w kierunku dawnej granicy czechosłowacko-niemieckiej. Specjalnie dla nich otwarto tę granicę, choć jeszcze kilka miesięcy wcześniej jeździł tędy kursowy autobus Lauban-Drezno. Cały dzień jechaliśmy z tymi więźniami do Zittau, przez Frydlant. Z jedną przerwą po drodze. Chyba trzech więźniów dojechało martwych. Już w Hartmannsdorfie ledwo trzymali się na nogach.
Dopiero następnego dnia Schreider i Cupiał powrócili tą samą drogą do Hartmannsdorf. Henryk Cupiał po wojnie powrócił do polskiego już Miłoszowa, gdzie mieszkał do końca życia. Więzień Zdzisław Molenda po latach wydał książkę „Tylem zapamiętał”, w której zawarł swoje wspomnienia z tamtego czasu:
To, co ujrzałem po przybyciu w dniu 19 marca 1945 roku do obozu w Zittau, przechodziło wszelkie ludzkie wyobrażenia. Było to prawdziwe dno piekła na ziemi. W obozie pozostawali Żydzi, pochodzący przeważnie z Węgier. Sami esesmani mówili o obozie Vernichtungslager (obóz zagłady). Więźniowie byli zatrudnieni przy produkcji samolotów bojowych. Były to trzysilnikowe samoloty typu Junkers 52, wykorzystywane przez Niemców do celów transportowych. Zastaliśmy w obozie straszliwe warunki. Praca w zakładach ustała. Wychudzeni Żydzi nie mogli poruszać się o własnych silach, zalegali cele o cementowych posadzkach, pokrytych garstkami wełny drzewnej, przesiąkniętej kałem i moczem. W obozie grasowały: czerwonka, gruźlica, flegmona, szkorbut a nawet tyfus. Cały obóz był jak gdyby ogromnym rewirem a raczej umieralnią. Doktor-więzień Zygmunt Kulig zabrał się natychmiast z całą energią do ulżenia chorym w ich straszliwej doli. Wspieraliśmy go z Władkiem Kołłątajem [drugim więźniem – przyp. autora] na ile pozwalały nasze wątłe siły. Pomagaliśmy przy opatrunkach, rozdzielaliśmy chorym na szkorbut miksturę, którą dr Zygmunt przygotowywał z wywaru pokrzyw. W pierwszym okresie pobytu w obozie ratowaliśmy się przed śmiercią głodową zapasami sucharów, które przezornie przygotowaliśmy w obozie Hartmannsdorf.
Wyjaśnić należy, że miejscem, dokąd dotarli więźniowie, nie było miasto Zittau – jak sami pisali później w relacjach, sugerując się nazwą zakładów Zittwerke AG – a jego wschodnie przedmieścia (Klein-Schönau, dzisiejsza Sieniawka). Po wojnie Nysa Łużycka stając się rzeką graniczną, skutecznie na wiele lat oddzieliła nie tylko Zittau od zakładów Zittwerke ale i pamięć o obozowym dramacie. Dopiero badania historyczne i docieranie do świadków tamtych wydarzeń, głównie przez Łużycką Grupę Poszukiwawczą, pozwoliło na weryfikację wielu wojennych wydarzeń.
Późnym popołudniem uczestnicy rajdu powrócili do Leśnej, aby pod sztolniami przy drodze do Świecia zapalić ostatnie znicze pamięci i zakończyć rajd. Wzięło w nim udział – jak przeliczyliśmy – blisko 40 osób. Pojawiali się oni w różnych miejscach, bowiem nie wszyscy – z różnych względów – przejechali całą trasę. W tym dniu zaapelowaliśmy do mieszkańców Miłoszowa i Sieniawki, aby na czas, kiedy 80 lat temu odbywał się marsz śmierci, pod pomnikami cały płonęły znicze.

Rajd zakończono zapaleniem zniczy przy leśniańskich sztolniach.
Nasz rajd samochodowy był możliwy dzięki wsparciu finansowemu burmistrza Leśnej Szymona Surmacza, który wydarzenie to objął honorowym patronatem.
tekst: Janusz Skowroński
zdjęcia: Jan Gałus
Bieżące informacje o działalności Stowarzyszenia „Zamek Czocha” można śledzić w mediach społecznościowych (strona na facebooku). Osoby chętne do włączenia się do naszych działań lub ich wsparcia mogą kontaktować się z członkami zarządu: Januszem Skowrońskim (693177007, loginfo@go2.pl), Stanisławem Napierałą (606261050, napieralas@wp.pl) lub Martą Rędzią (604927300, redziam123@o2.pl)
I don’t even know the way I finished up right here, however I believed
this publish used to be great. I don’t recognize who you might be but certainly you’re going to
a well-known blogger for those who aren’t already. Cheers!