Konkurs Literacki – Chirurgia Nadzieją Człowieka
Konkurs Literacki – Chirurgia Nadzieją Człowieka
Noc 12 sierpnia 2013r.
Rodzicom moim i tysiącom Lekarzy, którzy budowali Nowy Świat poświęcam…
Tytuł: Człowiek Nadzieją Chirurgii
Patrzę na starą fotografię. Lodowaty chłód zimy. Rodzice . . . tuż obok siebie. Młodzi lekarze, biedni jak myszy kościelne choć od zakończenia wojny minęło już nieco lat. Matka o pięknej urodzie brunetki, o słodkiej twarzy Jacqueline, drobna i szczupła, otulona wyleniałym, sztucznym futerkiem wiatrem podszytym. Gdyby spojrzeć pod światło . . . widać byłoby przez nie słońce, a nocą księżyc. Skulona z zimna; na włosach jedwabna chusta i . . . lakierowana, czarna, wizytowa torebka przewieszona przez ramię, nie pasująca do niczego, ani do futra, ani do mroźnej zimy i śniegu. Wizytowa torebka na śniegu. Matka nie miała innej torebki. Ojciec wpatrzony w nią; otulony brezentowym płaszczem, podszytym sztucznym misiem, a na głowie stara, sfatygowana, przedwojenna czapka.
Jednak nie to ważne. Nie to się liczy. . . Wszystko co ma znaczenie, to głowy pełne marzeń. Z dalekiej Warszawy spalonej i zniszczonej, tu na Dolny Śląsk, na ziemie zachodnie z głową pełną marzeń. Pionierzy, którzy zdawałoby się przyjechali tu na chwilę jak tysiące innych lekarzy, by tchnąć i chronić nowe, budujące się i pełne nadziei życie. Gdzieś tam w górze wysoko brzmiały jeszcze wilcze echa Wojny i Wielkiej Polityki, a tu w dolinach tętniła szara, codzienna praca, podnosząca Kraj ze zgliszczy wojny. Dźwigał się w Wielkim Trudzie nasz Kraj… rosły szkoły i szpitale, rosły dzieci; nowe pokolenia Polaków. Dzieci repatriantów ze Wschodu. Łzy i śmiech. . . i jak młode drzewa zapuszczają korzenie nawet w nieprzyjazną glebę. . . tak i tu – wzrastał nowy las. Gęsty, młody las pełen nowych ścieżek i wykrotów.
Mam napisać o chirurgii – nadziei człowieka. A może odwrotnie, to człowiek jest nadzieją chirurgii. Człowiek, który nie waha się porzucić rodzinne strony aby wraz z rodziną pojechać w nieznane. Aby w nowej małej Ojczyźnie tworzyć szpital i nieść wiedzę i pomoc ludziom. Młody chirurg, zdolny i ambitny, pragnący zmieniać świat nauki. Pragnący ratować życie ludzkie i dawać nadzieję. Nadzieję nieść ludziom chorym. Nie tylko nadzieję na życie… też na jego urodę. Bowiem najboleśniejsze rany ludzkie, to rany duszy. Tysiące oszpeconych wojną twarzy, tysiące blizn i niezagojonych ran Psyche. Chirurgia plastyczna, ratująca życie i niosąca zniekształconym nowy świat. Świat przyjazny i bezpieczny. A były to czasy gdy pieniądz nie władał światem, a przynajmniej nic mi o tym nie było wiadomo.
Pociąg miarowo gwizdał wjeżdżając w Kotlinę. Pierwsze dni wiosny zieleniły świat i serce człowieka. Młody lekarz miał ze sobą cały swój dobytek. Tekturową, starą walizkę, a w niej książki. Na palcu obrączkę, a już za kilka tygodni przyjechać tu miała jego piękna żona i mała córeczka. Wynajął pokój. Kupił szafę i łóżka, stół i trzy krzesła, półki na książki. I to wszystko. . . bo po co więcej. Słowo pieniądz nie istniało.
Praca, praca, praca. Godziny i dnie, tygodnie i miesiące . . . lata. Wstawał o szóstej rano aby o godzinie siódmej rozpocząć pracę. Szedł drogą swą do szpitala z radością, nucąc melodyjnie… hej ho, hej ho, do pracy by się szło. A tam w szpitalu na górze wysokiej czekali pacjenci. I nie uwierzycie, że można kochać na raz tylu ludzi. Jego mała córka myślała jak wielkie trzeba mieć serce aby było to możliwe. Gdy kochasz ludzi, to troszczysz się o nich i staranie to radosne jest i lekkie jak pierwszy śnieg. . .co spadał za oknem wielkimi, cudnymi płatkami. Mijały zimy i wiosny, lata i jesienie, a młody ten człowiek szczęśliwy był jak mało kto na Świecie. Tylko dlatego, że mógł pomagać, a przy tym kochać umiał… nie tylko swoją rodzinę i przyjaciół ale też wszystkich ludzi, których spotykał na swej drodze.
Mały… Wielki Człowiek. Tak, tak, bo wzrostu był niewielkiego i słaby, i chorowity, a silny i mocny jak Lew. . . gdy pomoc miał nieść. Jak największy Tytan. Tytan pracy. Wiele godzin trwały operacje, krwawe, trudne, gdy nie zadrżała mu nigdy ręka ani powieka, bowiem w dłoniach tych drobnych spoczywało życie ludzkie. Stał tak godzinami, przy stole operacyjnym w dużym, za wielkim gumowym fartuchu słaniając się często na nogach. Bowiem ciężar ubrania tak był wielki, że przy wielogodzinnych operacjach stawał się nie do zniesienia.
Jednak stał tam jak posąg… na swoim posterunku, trzymając w dłoni lancet lub starannie i w skupieniu szyjąc pooperacyjne rany. Słabł coraz bardziej i bardziej. Całymi dniami pracował. Nocami uczył się, napisał doktorat, później habilitację. I nie dla siebie to wszystko, tylko dla chorych aby wiedzieć i widzieć więcej, by pomóc życie i zdrowie ratować. Człowiek. Człowiek – nadzieja. A gdy wracał do domu, idąc drogą milcząco, trzymał mocno przy sobie książki. Przytulał je z sił całych jak coś umiłowanego. Wiedza i mądrość. A wzrok miał rozmarzony i głowę w chmurach jak… poeta.
Dziecku swojemu i swoim małym pacjentom opowiadał bajki i historie różne, niestworzone, które wymyślał na poczekaniu. Ot tak… lekko jak piórko spada. I mówił zawsze, że gdyby nie medycyna… pisarzem by został, a może nawet poetą.
I nadszedł kiedyś dzień ostateczny. Pierwszy dzień wakacji jego córki i ostatni dzień jego życia. Odszedł Człowiek… pozostała Legenda. Starożytni Rzymianie mawiali, że wybrańcy Bogów umierają młodo. Podobno chirurdzy umierają na serce. Być może dlatego, że wielkie są ich Serca, a i tak nie pomieszczą wszystkich trosk tego Świata.
I tak to już jest i pamiętać musimy o tym, że chirurgia nigdy nie byłaby nadzieją człowieka gdyby Człowiek nie był nadzieją chirurgii. Pisząc to, myślę, że gdzieś tam w oddali… nocą, stoją w świetle jarzeniowych lamp sali operacyjnych na całym Świecie ludzie, których drobny, najmniejszy ruch ręki prowadzonej w wielkim skupieniu uratuje życie człowieka.
Komentarze
Konkurs Literacki – Chirurgia Nadzieją Człowieka — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>