22 dni bez jakiejkolwiek poczty w części kamienic na Biskupinie we Wrocławiu. Wielominutowe przed urlopowe codzienne moje interwencje z pytaniami, gdzie utknęły nasze tygodniki i miesięczniki, które abonujemy za ciężkie pieniądze w dwóch krajach, w jakich magazynach zaległy listy z USA i Niemiec, gdzie podziało się pismo ubezpieczające mieszkanie – nikt z macierzystej poczty przy ul. Olszewskiego 69 nie potrafił odpowiedzieć na proste pytania. Zresztą nie pierwszy raz.

Rzecznik Poczty Polskiej kazał szukać moich korespondencji w placówkach pocztowych przy ulicach Pułaskiego lub Małachowskiego w naszej wojewódzkiej stolicy. Wszędzie otrzymywałem odpowiedzi: – Niczego dla państwa nie mamy. Jeśli nie były to korespondencję polecone, mogły zaginąć. Panią Beatę jedyną urzędniczkę PP we Wrocławiu, która przedstawiła mi się z imienia, zapytałem, jak to jest, że listy z Opola do Wrocławia idą tydzień, a z Olsztyna do Wrocławia dwa dni? Listy z USA priorytetowe idą do Wrocławia dwa miesiące – albo w ogóle do nas nie dochodzą. Dlaczego w części urzędów pocztowych nie ma znaczków albo jedyne dostępne znaczki są z ikonami wielkanocnymi przez okrągły rok. Dlaczego w wielu urzędach nie ma wywieszonych informacji o wysokości zmieniających się dość często opłat za wysyłki listów: 1. do Polski, 2.do krajów Unii Europejskiej, 3. do krajów nie będących w UE, czy do USA? Sam kiedyś za mało nakleiłem znaczków na list do Czech. List oczywiście przepadł.

I pytanie ogólne: Kiedy Poczta Polska wycofa z swoich placówek niekiedy bardzo dziwnej treści książki równie niekompetentnych autorów. Taka literatura jeszcze bardziej zniechęca i tak mało czytających Polaków. Kto dokonał wyboru tych lektur dla PP?

Wracając do sprawności doręczania przesyłek pytam, czy my klienci Poczty Polskiej z wrocławskiej  Wielkiej Wyspy możemy liczyć na poprawę działania urzędu? Atoli z badań dotyczących sprawności naszej poczty wynika, że nawet nie konkurujemy z lepszą od naszej pocztą mołdawską. To nie moja, lecz ekspercka opinia.

Engelbert Miś.