Po obu stronach Nisy Łużyckiej – Wielki Goerlitz i mały Zgorzelec. Granica, która przedzieliła miasto…
Publikujemy reportaż red. Stanisława Mojkowskiego, zamieszczony w „Dzienniku Zachodnim” nr 259 z 20 września 1946 r., z jego pobytu w Zgorzelcu. Jest to jeden z pierwszych, o ile nie pierwszy, tekst prasowy, w całości poświęconych temu miastu w pierwszym okresie powojennym.
„Dziennik Zachodni” ukazujący się w Katowicach, a należący podobnie jak dolnośląski „Pionier” do Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”, bardzo aktywnie interesował się problematyką organizacji życia polskiego na Dolnym Śląsku, zamieszczając wiele niezwykle interesujących artykułów na ten temat.
Stanisław Mojkowski
Po obu stronach Nisy Łużyckiej – Wielki Goerlitz i mały Zgorzelec
Granica, która przedzieliła miasto…
(Od specjalnego wysłannika „Dziennika Zachodniego”)
Zgorzelec, we wrześniu. |
Zgorzelec to najbardziej wysunięte na zachód miasto Dolnego Śląska. Granica biegnie tutaj wzdłuż Nisy Łużyckiej. Rzeka rozdzieliła miasto, jakby to powiedział uczniak z pierwszej klasy,
na dwie nierówne połowy. Na wschodnim, polskim brzegu Nysy pozostało przedmieście, dzielnica willowa, bloki mieszkalne wybudowane dla urzędników zakładów użyteczności publicznej, fabryk i banków, które pozostały po zachodniej stronie w niemieckim Goerlitz. Przed wojną mieszkało na tym przedmieściu około 15.000 Niemców, dziś jest tutaj już 10.000 Polaków.
Na martwej granicy
Ruchu granicznego prawie że nie ma. Na Nysie pod Zgorzelcem oba mosty, kolejowy i dla pieszych, zostały zniszczone przez cofające się oddziały niemieckie. Te mosty to zresztą jedyne zniszczenia wojenne w Zgorzelcu. Tak bowiem w polskim Zgorzelcu, jak i w niemieckim Goerlitz trudno znaleźć z przysłowiową świecą zburzony dom.
Zniszczenie mostu kolejowego spowodowało, że cały ruch wysiedleńczy Niemców został skierowany do położonego o 30 kim. od Zgorzelca Kalawska.
Do przejazdu przez Nisę pod Zgorzelcem wybudowano prowizoryczny mostek drewniany. Przez most ten od czasu do czasu przejedzie auto wojskowe z radzieckiej strefy okupacyjnej i czasami ktoś otrzyma przepustkę na przejście na niemiecką stronę. I to wszystko. Ruch graniczny ogranicza się obecnie tylko do czterech ludzi. Dwóch Polaków i dwóch Niemców, którzy każdego dnia przechodzą przez graniczny mostek. Są to dwaj niemieccy funkcjonariusze gazowni i dwaj polscy urzędnicy magistratu. Bo granica dzieląc miasto pozostawiła elektrownię i urządzenia wodociągowe po tamtej stronie. Gaz natomiast tak polski jak i niemiecki Zgorzelec otrzymują z wielkiego rurociągu idącego aż z Wałbrzycha. Rozliczenia z tego tytułu nie zostały jeszcze dokonane i będą przedmiotem oddzielnego porozumienia.
Obecnie Niemcy wykańczają już most drewniany dla pieszych. Skoro skończą ten, wezmą się do odbudowy mostu kolejowego i wówczas przez ten most odejdą z Polski prawdopodobnie ostatnie transporty niemieckie
Na „zielonej“ za to ruch
O ile ruch graniczny oficjalny jest nikły, o tyle ruch przez t.zw. „zieloną” był dość znaczny. Były dni, kiedy z tamtej strony niemiecka policja, a u nas Wojska Ochrony Pogranicza wymieniały między sobą po osiemdziesięciu ludzi dziennie. Każdego niemal dnia chwyta się i obecnie po dwie trzy osoby, które chcą przemycić coś przez granicę. Ale główne szajki przemytnicze zostały już zlikwidowane. Z polskiej strony idzie przez zieloną granicę żywność, a szczególnie tłuszcze, stamtąd sacharyna, leki i chemikalia. O ruchu przez zieloną granicę, fortelach przemytników i służbie naszych żołnierzy pogranicza napiszemy oddzielnie.
W rozmowie z mieszkańcami Zgorzelca stale powraca się do tego samego tematu: „Szkoda, że ta granica nie przebiega nieco dalej za rzekę. Mielibyśmy wówczas takie ładne i niezniszczone miasto…”
Nysa jest tutaj wąska i płytka. Po obydwu stronach rzeki pobudowano domy tak, że z polskiego Zgorzelca można niemal do okien zaglądać w domach niemieckiego Goerlitz. Tylko, że u nas pozostały wyłącznie domy mieszkalne i kilka niewielkich zakładów przemysłowych w tym jedna fabryka włókiennicza i fabryka makaronów, które już są czynne, a tam stoją widoczne doskonale z polskiego brzegu monumentalne budowle, teatry, szkoły, strzeliste wieże kościołów.
Stojąc na polskim brzegu widać chodzących po drugiej stronie Niemców. W dzień powszedni jest ich niewielu na przygranicznych ulicach. Za to w niedzielę wylegają całymi gromadami na brzegi Nisy, a niektórzy godzinami wpatrują się w polską stronę. Mieszkańcy Zgorzelca mówią, że patrzą tak na nas z żalu i nienawiści, inni znowu twierdzą, że patrzą tak dlatego, bo chcą przyjrzeć się dobrze oknom wystawowym naszych sklepów, zawierających artykuły, o których Niemcy tylko mogą marzyć.
Z okna samochodu Goerlitz uderza czystością swoich ulic. Za to w witrynach sklepowych poza niemieckimi ersatzami nie ma niczego.
Ruch w mieście jest duży. Goerlitz jest przeładowane, a problem mieszkaniowy urasta tam do wielkiego zagadnienia podobnie jak we wszystkich miastach niemieckich, położonych na naszym pograniczu. Niemcy wysyłają na pogranicze ludzi i specjalnie dbają o pograniczne miasta, które w przyszłości będą głównymi bazami wypadowymi niemieckiej propagandy.
Dzisiaj z niemieckiego Goerlitz dochodzą tylko słabe echa niemieckich zamierzeń. Ale już tutaj właśnie w Goerlitz, nad samą Nysą Pieck mówił o potrzebie rewizji granic na wschodzie. Tam powstanie uniwersytet, w którym będą roztrząsać problemy wschodu.
Niewielki Zgorzelec będzie miał niełatwą rolę konkurowania z wielkim niemieckim Goerlitz.
Dziś Zgorzelec radzi sobie wcale nienajgorzej. Jest to na pewno najczystsze miasto na Dolnym Śląsku. Może dlatego, że nie zniszczone. Ślady niemczyzny zatarto tutaj skrupulatnie, a na ulicach mimo, że Niemców jest około dwóch tysięcy, języka niemieckiego prawie nie słychać.
Wydawałoby się nic prostszego tylko wyprowadzić tę resztkę Niemców przez most i byłby spokój. Niestety umowa przewiduje przejście Niemców tylko przez punkt graniczny w Kaławsku i o krok siedzący od granicy muszą czekać na swoją kolejkę.
Charakterystyczne dla Zgorzelca jest to, że nie ma rynku. Tak zwanej tandety ludzie tutaj nie znają. Natomiast już od rana na wielu ulicach spotyka się wieśniaczki z okolicznych wiosek sprzedające mleko i nabiał. Te kobiety w chustkach na głowie zawiązanych na sposób ten sam, jak noszą kobiety w Hrubieszowie czy Nowym Sączu, sprawiają, że człowiek zapomina, że jest zaledwie kilka metrów od granicy z Niemcami.
Miasteczko jest ruchliwe, widać, że żyje. Oczywiście wszystkie sklepy są zajęte. Mieszkań Jest pod dostatkiem jeszcze i w lokalach można przebierać, ale nie można przebierać w meblach. Jest gimnazjum, liceum, są szkoły, szpitale. Jest wszystko to, co mieć powinno małe miasto.
Nie ma natomiast dogodnego połączenia kolejowego i nie ma kina. Rozkład jazdy został tak ułożony, że wyjeżdżając i wracając do Zgorzelca trzeba zawsze godzinami wyczekiwać na dalsze połączenia w Lubaniu. Dlatego między innymi dzienniki przychodzą tutaj o jeden dzień spóźnione. Kilkakrotnie zabiegano o otwarcie kina, sala na ten cel znajduje się w samym śródmieściu, mimo to „Film Polski* dotąd Jeszcze tego nie załatwił.
Nadgraniczna wieś czeka na pomoc
Jak już się mówi czego tam brak, to brak przede wszystkim spokoju. W Zgorzelcu wszyscy budzą się jak na pobudkę o godz. 6 rano i mogą odpoczywać dopiero o godzinie 22. Rozmieszczone bowiem w mieście głośniki radiowe z małymi przerwami w ciągu dnia hałasują od 6 do 22. Ludzie mają tutaj niesłychanie zdrowe nerwy, jeżeli dotąd nie zrobili krzywdy żadnemu głośnikowi.
Na Zgorzelec trzeba zwrócić uwagę. Tak jak jest dzisiaj, ujmy nam nie przynosi. Ale za lat parę o Zgorzelec będzie się musíała odbijać niemiecka propaganda. I dlatego już dziś warto by o tym pomyśleć i pomóc tym okolicom. Tym bardziej, że o ile miasto nie jest zniszczone, to powiat ucierpiał znacznie na skutek działań wojennych i w niektórych wioskach pogranicza sytuacja jest bardzo trudna. Pomoc musi iść najpierw dla wsi położonych najbardziej na zachód.
Bo dzisiaj Niemcy wystając nad Nisą marzą o polskim tłuszczu i chlebie, a na pewno dziś po cichu, a jutro już głośno będą marzyć o odwecie. I dlatego strażnica polskości w Zgorzelcu, najdalej wysunięta na zachód, musi być silna i odporna.
Stanisław Mojkowski
„Dziennik Zachodni” nr 259 z 20 września 1946 r.
Komentarze
Po obu stronach Nisy Łużyckiej – Wielki Goerlitz i mały Zgorzelec. Granica, która przedzieliła miasto… — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>