Pan Janek i jego wehikuł czasu
Pan Janek i jego wehikuł czasu
Taki gówniarz i zarabia tyle pieniędzy, to słowa mojej Mamy i brzmią mi do dziś –
z nostalgią wspomina Jan Drajczyk ze Stowarzyszenia Dziennikarzy RP – Dolny Śląsk. Wstąpiłem wówczas do elity zawodowej drukarzy i edytorów, !969 rok i moja pierwsza pensja 1960 zł. Starsza siostra, jako nauczycielka zarabiała 1280 zł i Mama stwierdziła, że skończyło się dla mnie już rodzicielskie dofinansowanie. Zdałem państwowy egzamin zawodowy maszynisty typograficznego – druk wypukły. Dwuletnia nauka po liceum ogólnokształcącym, które ukończyłem w Mirsku. I tak to właśnie zaczęła się moja przygoda zawodowa, gdyż nazywam swoją pracę długoletnią przygodą. Miałem wiele szczęścia, popartego sukcesami, w tworzeniu historii powojennego edytorstwa na Dolnym Śląsku.
Ewa wzywa 07 – broszura kryminalna o dużym nakładzie, seria opowiadań cieszących się popularnością, wydawana w latach 1968- 1983 w formacie B5. Dawano młodym tę robotę, nie była trudna i można było nieźle zarobić.
Poza tym robiłem nalepki na chleb, sery i masło. Dostawałem tez fuchy i to była niepisana umowa z szefostwem. Na Heidelbergu – tzw. wiatraku (typograficznej maszynie drukarskiej) wykonywałem wizytówki, zaproszenia na ślub, małe dyplomy. Układ powiązany, bez zgody cenzury, zecerzy to składali. Przykładowo zaproszenia 50 sztuk cena 150 zł, a oficjalna 250 zł, wizytówki 50 zł, oficjalna 150 zł i czekało się miesiącami, a u mnie od ręki. Wrocławska Drukarnia Działowa przy Oławskiej 11 we Wrocławiu, tak nazywała się wówczas, tam pracowałem, piękne czasy, ludzie z pasją, znawcy zawodu, dla których to miejsce było drugim, a w wielu przypadkach pierwszym domem.
Do „Ossolineum” – Wydawnictwa Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, trafiłem za namową kolegi w1970 roku. 16 listopada stałem się inspektorem ds. produkcji i nadzoru. Odpowiedzialna, kompleksowa praca od maszynopisu do opublikowania nakładu. Dany tytuł prowadził redaktor, zaś ja cały, techniczny proces wydania książki. Trzeba pamiętać, że w PRL istniała cenzura (Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk), instytucja prewencyjna, eliminująca niepożądane, zdaniem władz, treści w sferze szeroko pojętej kultury i sztuki. Wydawnictwo Ossolineum, oczko w głowie władz partyjnych województwa i miasta Wrocławia znajdowało się pod szczególnym nadzorem. Szefową u nas była kobieta, w środowisku miała poważanie. Cenzura dawała zgodę na zwolnienie tytułu do druku. Tytułów niezwolnionych istniało sporo, odstawiano je na półki na długie lata. Pracowałem przy jednej ze znakomitych książek, opracowań historycznych dotyczących II wojny światowej, uznanego dokumentalisty płk Ryszarda Majewskiego – -Waffen SS – mity i rzeczywistość– pozycja, która przeszła swoje losy w cenzurze. Jedyne polskie, fachowe, opracowanie tematu. Zadaniem redaktora prowadzącego – merytorycznego było ustalenie z cenzurą powodów, dla których tytuł może zostać niezwolnionym. W porozumieniu z autorem, za jego zgodą modyfikowano tekst dla dobra publikacji. Tytuł ten doczekał się później wielu nakładów w różnych wydawnictwach.
Inspektorem technicznym ds. produkcji w Wydawnictwie Ossolineum byłem przez 10 lat. Następnie zostałem redaktorem technicznym. Ukończyłem dwu i pół letnie, półwyższe studia Redaktorów Technicznych. To był 1996 r. nowa polska rzeczywistość. Gdyby dziś zliczyć pozycje, które wyszły spod moich rąk, jako redaktora technicznego, to było ich ponad tysiąc. Tematyka od lewa do prawa, od wydawnictw naukowych, przez beletrystykę, po poradniki oraz słowniki. Dopisywało i szczęście, i doceniano mój kunszt zawodowy.
Pracowałem przy pierwszym wydaniu w Polsce wspomnień generała Stanisława Maczka, opublikowanych w książce – Od podwody do czołga -. Redaktorem był Jan Stanisław Miś. Jeździł do generała do Edynburga. Ja zajmowałem się w tym redukcją zdjęć, tekstów, odległościami i wielkością marginesów, pozycja wydana została w formacie B6.
Koleją moją chlubą jest autorstwa prof. Jan Miodka pierwsze ossolińskie wydanie szkiców o współczesnej polszczyźnie – Odpowiednie dać rzeczy słowo -. Na swoim egzemplarzu mam dedykacje od samego profesora Miodka.
Parałem się się także wydawaniem poradników medycznych, format A4. Drukowaliśmy w Czechosłowacji, dziś to Słowacja. Ponadto ozalidami podpisywanymi do druku, niezwykłymi pięknymi dziełami, które swoja urodą należą do niezwykłych wytworów drukarstwa.
Ostatni rok pracy to zakład małej poligrafii Wydawnictwa im. Ossolińskich przy ulicy Kleczkowskiej we Wrocławiu. Tam jako kierownik odpowiadałem za dział reklamy.
Te wspomnienia Jana Drajczyka zapisywałam w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy RP – Dolny Śląsk przy Podwalu 62 we Wrocławiu. Miejsce od lat to samo, ściany zdobią portrety laureatów corocznego plebiscytu na dziennikarza roku i zdjęcia z reporterskich działań koleżanek i kolegów. Opowiadał rejestrując na nowo adresy i maile braci dziennikarskiej. Trzeba na bieżąco weryfikować te dane, bowiem media społecznościowe wymagają nowych korekt.
Jan Aleksander Drajczyk od 13 maja 2025 jest przewodniczącym Stowarzyszenia Dziennikarzy RP – Dolny Śląsk, żona Anna, z którą ma dwoje dzieci, syn Arkadiusz jest architektem, córka Monika pracuje w IBM. Jest ukochanym dziadkiem 8-letniej Aleksandry i 5-letniego Juliana.
Wysłuchała i spisała
Aleksandra Dankowiakowska – Korman
Wrocław, sierpień 2025 r.
Komentarze
Pan Janek i jego wehikuł czasu — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>